poniedziałek, 6 stycznia 2014

bez tytułu

Mała była zmęczona. To był długi i męczący dzień. Przed południem uczelnia, szybki obiad i jeszcze późno popołudniowe laboratorium. Jakby tego było mało jeszcze statystyka z Tomkiem. Sama stata była ok, Tomek był super, ale.... No właśnie, ale było takie, że egzamin był za pasem, a jej wydawało się że wciąż nic nie umie. No może nic, to za dużo powiedziane. Nauka była przyjemna, natomiast ilość materiału, który jeszcze był do przerobienia na egzamin, masakra. Nic tylko usiąść i płakać lub też uczyć się z Tomkiem. Znali się od piaskownicy. Najlepszy przyjaciel, na dobre i złe. A teraz nieoceniony pomocnik na studiach.
Tak więc uczyli się prawie do 23, z szybką przerwą na kolację. Potem Mała musiała wracać, jeśli chciała się jeszcze załapać na ostatni tramwaj do siebie. I znów był cyrk z Tomkiem, który jak zwykle upierał się, że ją odwiezie. Tym razem postawiła na swoim. Pożegnali się na przystanku, Mała wsiadła do tramwaju, założyła słuchawki na uszy i zatopiła się w muzyce. Nie zajechała zbyt daleko, na następnym przystanku tramwaj się zepsuł. Czekanie na autobus awaryjny o tej porze nie miało zbyt wielkiego sensu. Do domu na piechotę, pół godzinny spacer. Wysiadła i ruszyła w drogę.

***
Ależ ona była uparta. Jak osioł. No dobrze, jak koziorożec, bo spod tego właśnie znaku zodiaku była Asia. Tłumaczenie jej, że jest późno, niebezpiecznie, w ogóle do niej do docierało. No i postawiła na swoim, wsiadła do 8 i pojechała. Tomek szybko przebiegł dystans do  następnego przystanku. I co się okazało? No oczywiście, 8 się zepsuła, na kolejny tramwaj nie było szans. A Asia ze słuchawkami na uszach radośnie maszerowała do domu. Co za wariatka? - pomyślał. No nic, nie chciała, żebym ją odwoził, to ja odprowadzę - pomyślał w duchu i ruszył za nią. W bezpiecznej odległości, żeby go nie zauważyła, ale też i w takiej, aby w sytuacji awaryjnej mógł ją obronić.